Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/204

Ta strona została skorygowana.


winął się nadzwyczajnie, zachowując swój chłopięcy entuzjazm i swoją dawną radość życia. Istnieje tylko jedna rzecz, która go dręczy i doprowadza często do rozpaczy, a mianowicie niepewność, czy jest owym Jamie Kentem, naszym siostrzeńcem. Tak długo marzył o tym i tak święcie w to wierzył, że jeżeli nawet okaże się kiedyś, że nie jest naszym Jamie, postaramy się, aby się o tym nie dowiedział“.

— To jest wszystko, co mi panna Della pisze o nich, — oświadczyła Pollyanna, składając troskliwie gęsto zapisany arkusik papieru. — Ale czyż to jest nie ciekawe?
— Owszem, bardzo! — w głosie Jimmy brzmiała teraz szczerość, bo zdał sobie sprawę, jak wielki skarb posiadał, mając zdrowe nogi. Przez chwilę nawet zapragnął, aby ten biedny nieznany chory młodzieniec zaabsorbował choć częściowo myśli i uwagę Pollyanny, byle by oczywiście nie pochłonął jej za bardzo! — Mój Boże! Ciężko musi być temu biedakowi, nie ulega wątpliwości.
— Ciężko! Ty go jeszcze nie znasz, Jimmy Bean, — wyszeptała Pollyanna, — ale ja go znam dobrze i dobrze go rozumiem, bo przecież i ja kiedyś nie chodziłam, wiesz o tym!
— Tak, naturalnie, naturalnie — sposępniał młodzieniec, poprawiając się niespokojnie na krześle.
Patrząc teraz na zasmuconą twarzyczkę i przygasłe oczy Pollyanny, Jimmy nie był już taki pewny czy powinien chcieć, żeby Jamie przyjechał do Beldingsville, jeżeli Pollyanna miała podczas jego pobytu stale tak wyglądać.