Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

ny chłopak jeszcze do dzisiaj chodzi tam chociaż raz w tygodniu z kieszeniami wypchanymi orzechami i innymi smakołykami dla ptaków i wiewiórek. Ulubieńcy ci za każdym razem żegnają go z wielkim żalem, a ja muszę niejednokrotnie czekać na niego ze śniadaniem i dopiero od pokojówki dowiaduję się, że „panicz Jamie karmi teraz gołębie, proszę pani!“
— Tak, ale pozwól sobie powiedzieć, — zawołał Jamie entuzjastycznie... W następnej chwili Pollyanna słuchała już fascynującej opowieści o dwóch wiewiórkach, igrających w słonecznym blasku ogrodu. Później dopiero zrozumiała, znaczenie słów Delli Wetherby, bo gdy przyjechali do domu, doznała przykrego uczucia, widząc Jamie, wysiadającego z trudem z powozu, wspierającego się na kulach. Uświadomiła sobie, że w owej chwili, kiedy tak ciekawie snuł swoją opowieść, zapomniała zupełnie o jego przykrym kalectwie.
Ku wielkiej radości Pollyanny pierwsze powitanie ciotki Polly z Carewami, którego tak bardzo się lękała, minęło zupełnie gładko, wbrew jej dotychczasowym przypuszczeniom. Goście byli tak szczerze zachwyceni starym domem i wszystkim, co wewnątrz ujrzeli, że byłoby niemożliwością, aby właścicielka i pani tego domu mogła niechętnie i sztywno ich przyjąć. Poza tym już po godzinie nawet ciotka Polly uległa urokowi Jamie, to też Pollyanna pozbyła się chociaż największego swego zmartwienia, konstatując, że ciotka Polly wspaniale weszła w swą rolę gościnnej gospodyni, podejmującej najmilej widzianych gości.