Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— No i cóż, Polly?
Cisza panowała nadal. Obserwując twarz żony z bliska, doktór Chilton zauważył, że usta jej i podbródek drżały. Czekał cierpliwie, dopóki sama nie przemówiła.
— Jak sądzisz, kiedy spodziewają się jej przyjazdu? — zapytała wreszcie.
Całkiem mimo woli dr. Chilton niewidocznie drgnął.
— Więc pozwolisz jej pojechać? — zawołał.
— Cóż za dziwne pytanie, Tomaszu Chilton! — odpowiedziała pani Polly w zniecierpliwieniu. — Czy przypuszczasz, że po takim liście mogłabym jej nie pozwolić? Zresztą, czyż to nie dr. Ames zwraca się do nas z tą prośbą? Czy przypuszczasz, że po tym wszystkim, co uczynił dla Pollyanny, mogłabym mu kiedykolwiek w życiu odmówić?
— Boże, Boże! Całe szczęście, że Amesowi nie przyszło do głowy, aby domagać się tego przybycia, moja najdroższa, — wyszeptał małżonek z figlarnym uśmiechem, pani Polly jednak obdarzyła go tylko pełnym nagany wzrokiem i rzekła:
— Możesz napisać dr. Amesowi, że przyślemy Pollyannę i poproś go, aby zawiadomił o tym pannę Wetherby. Musi to być załatwione w każdym razie przed 10-tym następnego miesiąca, bo wtedy przecież chcesz wyjechać, a pragnęłabym sama wyekspediować dziecko.
— Kiedy powiesz o tym Pollyannie?
— Prawdopodobnie jutro.
— A co jej powiesz?
— Jeszcze nie wiem dokładnie, lecz właściwie niewiele mam jej do powiedzenia. Cokolwiekby się