bym pomóc ciotce Polly za to wszystko, co kiedyś dla mnie uczyniła.
— Przecież jej pomagasz tego lata.
Pollyanna uniosła brwi ku górze.
— Tak, prowadzę pensjonat. Wyglądam na to nawet, prawda? — poczęła się śmiać, rozkładając bezradnie ręce. — Żadna gospodyni pensjonatowa nie spełnia swych obowiązków w ten sposób, jak ja! Powinieneś był słyszeć sprzeciwy ciotki Polly na temat waszego przyjazdu, — rzuciła mimochodem.
— Jakie sprzeciwy?
Pollyanna potrząsnęła energicznie głową.
— Nie mogę ci powiedzieć, bo to tajemnica, ale... — umilkła i westchnęła, a twarzyczka jej spoważniała znowu. — Ale to przecież nie będzie trwać wiecznie, sam rozumiesz. Tak zawsze być nie może. Pensjonat można prowadzić tylko latem, a ja i zimą muszę coś robić. Właśnie myślę ciągle o tym. Chyba będę pisała nowele.
Jamie spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Co będziesz robić? — zapytał.
— Pisać nowele i sprzedawać, pojmujesz? Czemu jesteś taki zaskoczony? Przecież mnóstwo ludzi to robi. Znałam dwie panienki w Niemczech, które się także tym zajmowały.
— A czy kiedyś próbowałaś? — głos Jamie jeszcze ciągle był niepewny.
— Nie, dotychczas nie, — przyznała Pollyanna, po czym oburzyła się, widząc zdziwiony wyraz jego twarzy. — Przecież wiesz, że teraz prowadzę pensjonat, a wszystkiego na raz robić nie można.
— Oczywiście, że nie!
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/228
Ta strona została skorygowana.