Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/230

Ta strona została skorygowana.

coś napisać. Strasznie lubię opowiadać historie. Zawsze powtarzam to, co ty opowiadasz i tak samo płaczę i śmieję się, jak ty to robisz podczas opowiadania.
Jamie pośpiesznie odwrócił ku niej twarz.
— Czy i ciebie te historie doprowadzają do śmiechu i płaczu, Pollyanno? — głos jego był teraz dziwnie podniecony.
— Naturalnie, że tak, a ty to najlepiej znasz, Jamie! Doprowadzały mnie one do płaczu i śmiechu jeszcze wówczas, gdy opowiadałeś je przed laty w publicznym parku. Nikt nie potrafi tak opowiadać, jak ty, Jamie. Ty powinieneś właśnie pisać nowele, nie ja. Dlaczego tego nie robisz? Potrafiłbyś pisać cudownie, jestem pewna!
Nie było odpowiedzi. Jamie najwidoczniej nie słyszał, może dlatego, że przywoływał do siebie jakiegoś ptaszka, ćwierkającego w pobliskich zaroślach.
Nie zawsze prowadziła Pollyanna ciekawe rozmowy tylko z Jamie, panią Carew i Sadie Dean. Często również gawędziła nader mile z Jimmy i Johnem Pendletonem.
Dopiero teraz doszła do wniosku, że dotychczas nie znała naprawdę Johna Pendletona. Dawna jego posępność zniknęła zupełnie od chwili, gdy przyjechali na obóz. Wiosłował, pływał, łowił ryby i chodził na dłuższe spacery z takim samym niemal entuzjazmem, jak Jimmy i z taką samą młodzieńczą werwą. Wieczorami, gdy się zbierano dokoła ogniska, po prostu rywalizował z Jamie w opowiadaniu o swych dawnych przygodach, śmiesznych i podniecających, których takie mnóstwo doświad-