a sympatia ta była wielka, mocna i oszałamiająca. Jimmy nie martwił się o zaginionego siostrzeńca, nie cierpiał również po utracie pierwszej swej miłości. Chodząc, nie potrzebował opierać się na kulach, co było takie przykre, gdy się to widziało, lub gdy się o tym pomyślało. W towarzystwie Jimmy Pollyanna czuła się zadowolona, szczęśliwa i swobodna. Jimmy był taki kochany! Oby tylko na zawsze takim pozostał!
Było to ostatniego dnia pobytu w obozie. Pollyannie zdarzenie to sprawiło tak wiele przykrości, że wolałaby, aby wogóle nie istniało, gdyż ono właśnie sprowadziło pierwszą chmurkę, zaciemniającą jasny horyzont wycieczki. Niejednokrotnie później Pollyanna wzdychała, wspominając tę nieprzyjemną chwilę:
— Gdybym wróciła do domu o dzień wcześniej, na pewno by się to nie stało.
Ale los chciał, że nie wróciła, musiała więc przeżyć tę wielką pamiętną przykrość.
Wczesnym rankiem owego ostatniego dnia całe towarzystwo wyruszyło na dwumilową wycieczkę do Basin.
— Będziemy mieli jeszcze jeden rybny obiad przed wyjazdem, — powiedział Jimmy i wszyscy radośnie przystali na to.
Zabrawszy drugie śniadanie i wędki, wybrano