Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/243

Ta strona została skorygowana.

zadokumentowania podejrzeń Jimmy, nadszedł dzień, kiedy Sadie Dean też wypowiedziała się na ten temat.
Całe towarzystwo znajdowało się na korcie tenisowym. Sadie siedziała na uboczu, dotrzymując towarzystwa Jimmy.
— A teraz pani będzie grać z Pollyanną, prawda? — zapytał młodzieniec.
Sadie potrząsnęła przecząco głową.
— Pollyanna dzisiaj grać nie będzie.
— Nie będzie grała? — zmarszczył brwi Jimmy, bo liczył na to bardzo że właśnie on z nią dzisiaj zagra. — A dlaczego?
Przez krótką chwilę Sadie Dean nie odpowiadała, poczem rzekła z wyraźnym wysiłkiem:
— Powiedziała mi wczoraj wieczorem, że stanowczo za dużo ostatnio gra w tenisa i uważa, że to jest nietakt w stosunku do pana Carewa, który przecież grać nie może.
— Rozumiem, ale... — Jimmy umilkł bezradnie, a zmarszczka na jego czole pogłębiła się jeszcze bardziej. W następnej chwili zdziwiła go jakaś tajemnicza nuta, brzmiąca w głosie Sadie Dean, gdy odezwała się znowu:
— Ale on jej przecież nie zabrania. Wogóle nie lubi, gdy ktoś poświęca się dla niego. Takie poświęcenie najbardziej go boli. Pollyanna tego nie może zrozumieć. Tylko ja go dobrze rozumiem.
Słowa jej i brzmienie głosu przyprawiły serce Jimmy o niewytłómaczone drżenie. Spojrzał dziewczynie ostro w oczy. Jakieś pytanie cisnęło mu się na usta. Powstrzymywał je przez chwilę, po czym,