Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

chciał przerywać codziennych wizyt lękając się, że tamci mogą się czegoś domyśleć, a przebywanie w towarzystwie Pollyanny było dla niego prawdziwą męką. Nawet obecność Sadie Dean stała się dlań teraz wybitnie nieprzyjemna, bo zdawał sobie dokładnie sprawę, że to właśnie ona otworzyła mu oczy na wszystko. O rozmowach jakichkolwiek z Jamie w obecnych warunkach nie mogło być mowy, pozostawała więc tylko pani Carew. Ona stanowiła jedyną jego ostoję i pociechę. W smutku, czy radości, potrafiła go zawsze zrozumieć i znała się nawet na takiej dziedzinie jak mosty, które w przyszłości zamierzał budować. Była mądra i niezwykle subtelna, potrafiła zachować się odpowiednio w każdej sytuacji. Pewnego dnia mało już brakowało, żeby jej powiedział o owej tajemniczej „paczce“. W ostatniej chwili jednak przerwało mu nagłe pojawienie się Johna Pendletona. John Pendleton zawsze przychodził w najbardziej nieodpowiednich momentach, pomyślał z wściekłością Jimmy, ale gdy przypomniał sobie, ile dobrego John Pendleton dlań uczynił, doznał uczucia zawstydzenia.
Tajemnicza „paczka“ pochodziła z dawnych lat chłopięcych i Jimmy nikomu o niej nie wspominał z wyjątkiem Johna Pendletona, a było to owego dnia, kiedy opiekun postanowił go zaadoptować. „Paczka“ była właściwie dużą białą kopertą, pożółkłą już trochę, zalakowaną dużą czerwoną pieczęcią. Wręczył mu ją ojciec przed śmiercią i na kopercie widniał napis:
„Dla mego syna, Jimmy. Pragnę, aby koperta została otwarta w trzydziestą rocznicę jego urodzin.