Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

— O Boże! Skąd oni właściwie biorą te tytuły? — szepnęła z rozpaczą. — Może lepiej wpierw napisać nowelę, a później dopiero znaleźć tytuł. Stanowczo trzeba tak zrobić. — Przekreśliła grubą kreską trzy napisane wyrazy, szykując się do rozpoczęcia noweli.
Początek jednak nie był taki łatwy. Napisane zdania okazały się mało przejrzyste i po upływie pół godziny cały arkusz papieru był prawie zupełnie zakreślony z wyjątkiem kilku pozostałych wyrazów.
W tym momencie ciotka Polly weszła do pokoju, kierując spojrzenie zmęczonych oczu na siostrzenicę.
— Pollyanno, co ty tam robisz? — zapytała.
Pollyanna zaśmiała się, czerwieniąc się mimo woli.
— Nic ważnego, ciociu. W każdym razie nie wiele jeszcze zrobiłam, — przyznała ze smutkiem. — A poza tym to jest sekret, którego teraz jeszcze nie mogę zdradzić.
— Dobrze, rób jak chcesz, — westchnęła ciotka Polly. — Ale jeżeli zamierzasz coś robić z tymi papierami, pozostawionymi przez pana Harta, to uprzedzam cię, że nic z tego nie będzie. Próbowałam już sama dwukrotnie.
— Nie, ciociu, to nie o te papiery chodzi. Ta moja robota jest o wiele przyjemniejsza, — zawołała Pollyanna z triumfem, powracając do przerwanej pracy. Znowu poczęła planować, co zrobi, jak zdobędzie trzy tysiące dolarów.
Jeszcze przez następne pół godziny pisała, kreśliła i gryzła ołówek, po czym, nie tracąc wciąż pew-