doskonale. Pisze mi, że pani Payson opowiadała jej o tobie i o tym, jak twoja gra odwiodła ją od rozwodu. Obecnie już nie tylko Paysonowie grają tam w twoją grę, lecz zarazili grą innych, którzy czują się teraz o wiele szczęśliwsi. Widzisz więc, kochanie, że jeżeli już ktoś przejął się tą twoją grą, to nie może być mowy, aby ją kiedykolwiek zarzucił. Chciałam, abyś o tym wiedziała. Sądziłam, że to ci może pomóc czasami, gdybyś sama zmuszona była grać w swoją grę. Nie myśl, że nie rozumiem, jak ciężko musi ci być w takich chwilach.
Pollyanna podniosła się z krzesła. Uśmiechała się, lecz w oczach jej błyszczały łzy, gdy podawała staruszce rękę na pożegnanie.
— Bardzo dziękuję, pani Snow, — szepnęła niepewnie. — Czasami bywa naprawdę ciężko i może istotnie powinnam sobie w takich chwilach moją grę przypomnieć. W każdym razie jednak, — poweselała nagle, — jeżeli nawet nie potrafię sama już grać, to zadowolona jestem, gdy sobie pomyślę, że inni ludzie w nią grają.
Pollyanna szła do domu w smutnym nastroju tego popołudnia. Wzruszona słowami pani Snow, na dnie serca kryła jeszcze jedną przyczynę swego smutku. Myślała właśnie o ciotce Polly, która grała w zadowolenie tak rzadko i zastanawiała się nad tym, czy ona sama zawsze pamięta o grze wówczas, kiedy powinna.
— Możliwe, że niekiedy nie potrafię cieszyć się z tego, co mówi ciotka Polly, — obwiniała samą ciebie. — Możliwe, że gdybym sama potrafiła grać lepiej w zadowolenie, przekonałabym do mojej gry
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/255
Ta strona została skorygowana.