miała odwagi zaofiarować jej najdrobniejszego nawet gwiazdkowego upominku.
W wieczór wigilijny przyszedł John Pedleton. Pani Chilton wytłumaczyła się bólem głowy, natomiast Pollyanna, zmęczona całodziennym przebywaniem z ciotką, powitała gościa radośnie. Lecz i tym razem spotkała ją przykrość, bowiem John Pendleton przywiózł list od Jimmy, w którym nie było nic, oprócz wspólnych planów jego i pani Carew na urządzenie wspaniałej uroczystości świątecznej w Domu dla Pracujących Dziewcząt. Pollyanna była w takim nastroju, że nie mogła po prostu słyszeć o żadnych świątecznych uroczystościach, a tym bardziej o uroczystościach projektowanych przez Jimmy.
John Pendleton jednak nie przestawał o tym mówić, chociaż list Jimmy dawno został przeczytany.
— Wielkie dzieło! — zawołał, chowając list do kieszeni.
— Tak, rzeczywiście wspaniałe! — wyszeptała Pollyanna, siląc się na entuzjazm.
— I to ma być dzisiaj, dziś wieczorem? Strasznie bym chciał wpaść tam choć na chwilę.
— Tak, — wyszeptała znowu Pollyanna, udając zainteresowanie.
— Pani Carew odrazu domyślała się, że będzie miała dużą pomoc w Jimmy, uśmiechnął się pan Pendleton. — Ja jednak nie przypuszczałem, że chłopak będzie miał ochotę grać rolę świętego Mikołaja przed audytorium, złożonym ze stu młodych kobiet!
— Widocznie czuje się w tym towarzystwie do-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/257
Ta strona została skorygowana.