Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

cił się teraz do Pollyanny, patrząc na nią pytająco.
— Wiem o tym, moja droga. Jeżeli o to idzie, to przypuszczam, że i inni także ją kochają.
Serce w piersi Pollyanny zabiło mocno. Nagła myśl poczęła ją jeszcze bardziej dręczyć. Jimmy! Czyż pan Pendleton sądził, że i Jimmy kocha się w pani Carew?
— Chce pan powiedzieć...? — wyszeptała. Nie miała siły dokończyć.
Dziwnie zdenerwowany John Pendleton podniósł się z fotela.
— Myślałem... o tych dziewczętach oczywiście, — odparł swobodnie, jeszcze ciągle się uśmiechając. — Czyż nie wierzysz w to, że te jej pupilki darzą ją również serdecznym uczuciem?
Pollyanna bąknęła „tak, oczywiście“, po czym dopowiedziała kilka niewyraźnych słów, nie chcąc zignorować milczeniem uwagi pana Pendletona. Przez głowę jej przebiegały bezładne myśli i przez resztę wieczoru milczała, nie słuchając tego, co mówił jej towarzysz.
John Pendleton także nie miał jakoś ochoty do rozmowy. Kilkakrotnie przeszedł przez pokój i usiadł wreszcie na swym dawnym miejscu. Ale gdy zaczął znowu mówić, mówił oczywiście i tym razem wyłącznie o pani Carew.
— Ciekawa jest historia tego jej Jamie, nieprawdaż? Ja tam nie wierzę, że on jest siostrzeńcem.
Gdy Pollyanna zbyła to milczeniem, pan Pendleton ciągnął dalej po chwili ciszy.
— W gruncie rzeczy, to bardzo miły chłopiec. Ja