Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/260

Ta strona została skorygowana.

osobiście ogromnie go lubię. Posiada dużo dystynkcji i wrodzonego taktu. Ona świata za nim nie widzi. Ciekawe, co z tego będzie w przyszłości.
Znowu nastało milczenie i nagle John Pendleton odezwał się zmienionym głosem:
— Dziwne jest także, że po raz drugi nie wyszła za mąż. Przecież to bardzo piękna kobieta, nie uważasz?
— Tak, naturalnie, — mruknęła Pollyanna, myśląc o czymś innym. — Rzeczywiście bardzo ładna.
Przy ostatnich słowach głos Pollyanny załamał się nieco. Spojrzała w pewnej chwili na odbicie własnej twarzy w lustrze i pomyślała o tym, że jej chyba nikt nie mógł nazwać „piękną dziewczyną“.
John Pendleton śledził za biegiem własnych myśli, zadowolony z siebie, obserwując z zajęciem tańczące płomienie. Nie czekał właściwie na odpowiedź ze strony Pollyanny, wszystko mu było jedno. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, czy Pollyanna go słucha. Po prostu miał ochotę mówić, a w pewnej chwili całkiem nieoczekiwanie wstał i pożegnał się.
Pollyanna już od pół godziny tęskniła za tą chwilą pożegnania. Pragnęła nade wszystko w świecie pozostać sama, lecz gdy poszedł, zapragnęła go znowu zobaczyć. Uświadomiła sobie, że nieprzyjemnie jej było pozostać teraz sam na sam z własnymi myślami.
Sytuacja wydała jej się zupełnie jasna. Nie ulegało już żadnej wątpliwości, że Jimmy był zakochany w pani Carew. Właśnie dla tego był taki ponury i niespokojny po jej wyjeździe. I dla tego pewno tak rzadko przychodził w odwiedziny do swej dawnej przyjaciółki Pollyanny. Dlatego...