Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/276

Ta strona została skorygowana.

Sądziłem, że wszyscy o tym wiedzą. Słuchaj, a kogo ty miałeś na myśli, jeżeli nie Sadie?
Jimmy zawahał się, poczym trochę nieśmiało wyszeptał:
— Miałem na myśli Pollyannę.
Jamie uśmiechnął się i wydął wargi.
— Pollyanna to wspaniała dziewczyna, bardzo ją lubię, ale uczucie moje jest wybitnie braterskie. Zresztą, mam wrażenie, że zajęta jest całkiem kimś innym. Co ty na to?
Młody Pendleton zarumienił się, jak mały uczniak.
— Sądzisz? — zawołał, usiłując nadać swemu głosowi brzmienie zupełnie naturalne.
— Oczywiście. Zajęta jest Johnem Pendletonem.
— Johnem Pendletonem? — Jimmy zachwiał się.
— Kto mówi o Johnie Pendletonie? — zapytał nagle jakiś głos i ujrzeli przed sobą uśmiechniętą panią Carew.
Jimmy, przed którym świat w ciągu pięciu minut zapadł się w gruzy, zmusił się teraz do grzecznego powitalnego ukłonu. Lecz Jamie, nie orientując się w sytuacji, miał minę zupełnie swobodną.
— Nic, tylko właśnie mówiłem, że zdaje mi się, iż John Pendleton mógłby nam coś bliższego powiedzieć o tym, w kim jest zakochana Pollyanna.
— Pollyanna! John Pendleton! — pani Carew ociężale usiadła na krześle. Gdyby ci dwaj młodzieńcy nie byli w tej chwili tak bardzo zaabsorbowani własnymi sprawami, dostrzegliby z pewnością nagłą bladość na twarzy pani Carew i dziwny wyraz przerażenia w jej oczach.
— Naturalnie, — upierał się Jamie. — Czyż wy