Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/283

Ta strona została skorygowana.

żył się do niej i pieszczotliwie objął ją ramionami, Pollyanna jednak wyrwała się z jego objęć.
— Pollyanno, dziewczynko mała, daj spokój! Łamiesz mi serce, — szeptał. — Czy naprawdę wcale mnie nie lubisz? A może kochasz mnie i nie chcesz mi o tym powiedzieć?
Odsłoniła twarz i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyła teraz lękliwie, jak zwierzątko, umykające przed kulą myśliwego.
— Jimmy, więc ty sądzisz, że on właśnie żywi dla mnie takie uczucie? — wyszeptała przez łzy.
Jimmy niecierpliwie potrząsnął głową.
— Dajmy teraz temu spokój, Pollyanno. Pewności pod tym względem nie mam. Skąd mógłbym wiedzieć? Ale teraz nie mówmy o tym, Mówmy tylko o tobie. Jeżeli ty go nie kochasz i jeżeli zgodzisz się na to, żebym ja cię mógł kochać... — ujął jej dłoń i usiłował przyciągnąć do siebie.
— Nie, nie, Jimmy, ja nie powinnam! Nie mogę! — obydwiema rękami odepchnęła go od siebie.
— Pollyanno, to chyba nie znaczy, że jednak czujesz coś do niego? — wyszeptał Jimmy pobladłymi wargami.
— Nie, oczywiście, że nie w ten sposób, — odparła niedosłyszalnie Pollyanna. — Ale czyż nie rozumiesz, że jeżeli on mnie kocha, ja powinnam także odwzajemnić mu się jakimś uczuciem?
— Pollyanno!
— Nie mów! Nie patrz tak na mnie, Jimmy!
— Więc gotowa byłabyś nawet zostać jego żoną, Pollyanno?
— Ach, nie! to znaczy... tak... oczywiście... przypuszczam, że tak, — przyznała niepewnie.