— Ciociu Polly, jestem taka szczęśliwa, że muszę się tym szczęściem z kimś podzielić. Pragnę tobie opowiedzieć wszystko. Pozwolisz?
— Mnie opowiedzieć? Co mi masz do powiedzenia, moje dziecko? Oczywiście, że możesz. Czy to jakieś radosne wiadomości dla mnie?
— O tak, cioteczko, mam nadzieję, że tak, — zarumieniła się Pollyanna. — Mam nadzieję, że będziesz choć trochę zadowolona ze względu na mnie. Oczywiście, Jimmy któregoś dnia sam ci o tym powie, ale ja pragnę go wyprzedzić.
— Jimmy! — twarz pani Chilton spochmurniała nagle.
— Tak, poprosi cię wtedy o moją rękę, — wybąkała Pollyanna, rumieniąc się jeszcze bardziej. — Ach, taka jestem szczęśliwa, że się tą wiadomością mogłam z tobą podzielić!
— Poprosi mnie o twoję rękę? Pollyanno! — Pani Chilton uniosła się na łóżku. — Nie znaczy to chyba, że między tobą i Jimmy Beanem zaszło coś poważnego?
Pollyanna opuściła głowę z przerażniem.
— Jakto, ciociu, sądziłam, że lubisz Jimmy.
— Owszem, lubię go, ale nie jest on odpowiednim mężem dla mojej siostrzenicy.
— Ciociu Polly!
— Uspokój się, moje dziecko, nie patrz na mnie z takim lękiem. — Wszystko to nie ma najmniejszego sensu i cieszę się, że mogę temu zapobiec teraz, kiedy nie jest jeszcze za późno.
— Właśnie, że jest bardzo późno, ciociu Polly, — wyszeptała nieśmiało Pollyanna. — Wiedz o tym,
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/293
Ta strona została skorygowana.