Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/295

Ta strona została skorygowana.

konywała ciotkę o tym, że w małżeństwie z Jimmy znajdzie prawdziwe szczęście. Ciotka Polly była nieugięta. Nie chciała słyszeć o niczym. Plan małżeństwa Pollyanny uważała za herezję i ostrzegała dziewczynę o niebezpieczeństwie, jakie groziło jej, gdyby nawet na przekór opiekunce wyszła za mąż za człowieka, pochodzącego z „nieznanej rodziny“. Widząc, że nie może przekonać Pollyanny, zaczęła się wreszcie odwoływać do obowiązków wdzięczności, jakie Pollyanna powinna mieć w stosunku do niej, powołując się na dawne lata dzieciństwa swej wychowanki. Błagała kompletnie, aby Pollyanna nie łamała jej serca swoim małżeństwem, jak uczyniła to kiedyś jej matka.
Gdy Jimmy radosny i szczęśliwy zjawił się o dziesiątej rano, zastał zapłakaną i drżącą Pollyannę, siedzącą w kąciku przy oknie. Z pobladłą twarzą, otaczając ją jednak stęsknionymi ramionami, zażądał, aby mu wszystko wyjaśniła.
— Pollyanno, co to ma znaczyć?
— Ach, Jimmy, Jimmy, po cóż przyjechałeś? Miałam zamiar napisać do ciebie i wyznać ci wszystko otwarcie, — jęczała Pollyanna.
— Przecież napisałaś do mnie wczoraj, kochanie. Otrzymałem list wczoraj wieczorem i zdążyłem jeszcze na ostatni pociąg.
— Nie, nie, ale chciałam napisać po raz drugi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o wszystkim. Nie wiedziałam, że nie będę mogła...
— Że nie będziesz mogła? Pollyanno, — oczy mu zapłonęły nagle — nie chcesz mi chyba powiedzieć, że jest jednak ktoś, kto cię kocha i, że pragniesz,