Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/296

Ta strona została skorygowana.

abym dalej czekał? — mówił teraz z powagą, trzymając ją ciągle w objęciach.
— Nie, nie, Jimmy! Nie patrz tak na mnie. Ja tego nie zniosę.
— Więc powiedz mi jaśniej? Dlaczego nie możesz?
— Nie mogę zostać twoją żoną.
— Pollyanno, czy ty mnie nie kochasz?
— Tak, o tak!
— Wobec tego musisz mnie poślubić, — zawołał z triumfem Jimmy, przytulając ją jeszcze mocniej do siebie.
— Nie, nie, Jimmy, ty tego nie rozumiesz. Tu idzie o... ciotkę Polly, — wyszeptała z trudem Pollyanna.
— O ciotkę Polly?
— Tak. Ona mi nie pozwala.
— No! — Jimmy podniósł głowę i wybuchnął śmiechem. — Już my sobie z ciotką Polly damy radę. Lęka się ciebie utracić, ale musimy jej przypomnieć o tym, że jednocześnie zdobędzie nowego siostrzeńca! — zakończył wesoło.
Pollyanna nie zdobyła się na uśmiech: odwróciła bezradnie dłonie.
— Nie, nie, Jimmy, ty nie rozumiesz! Ciotka... ciotka... ach, jak ja ci mam to powiedzieć? Ona się nie chce zgodzić na to, ażebyś ty został moim mężem.
Uścisk ramion Jimmy stał się teraz słabszy. Oczy zasnuła mgła smutku.
— Ach, pod tym względem nie mogę mieć do niej żalu. Może ma słuszność, — skinął ze zrozumieniem głową. — Ale ja się postaram, — spojrzał znów na