pytanie, które jej zadałem. Uważam więc, że ponieważ Jimmy nazywa mnie „wujem Johnem“, to dlaczego nie miałby nazywać pani Carew „ciotką Rutą“?
— Ach! — okrzyk radości wyrwał się z piersi Jamie, a Jimmy uspokoił się od razu. Oczywiście pani Carew uspokoiła się również, zdając sobie sprawę, że niebezpieczeństwo minęło. Jimmy usłyszał tuż przy sobie radosny szept pana Pendletona:
— Widzisz, mój chłopczee, nie mam zamiaru cię zdradzać. Będziesz teraz należał do nas obojga.
Nie przebrzmiały jeszcze okrzyki i powinszowania, gdy Jamie z radosnym błyskiem w oczach zwrócił się do Sadie Dean.
— Sadie, musimy im teraz powiedzieć, — oznajmił z triumfem. Na bladej twarzyczce Sadie ukazał się rumieniec, gdy Jamie gorączkowo tłumaczył obecnym sytuację i znowu rozległy się serdeczne okrzyki i gratulacje. Wszyscy ściskali sobie dłonie, wszyscy się śmieli i radowali.
W pewnej chwili Jimmy posmutniał nagle.
— Wam tutaj dobrze, — szepnął. — Jesteście tu wszyscy razem, ale skąd ja się tu wziąłem? Gdyby tu była z nami pewna młoda dama, to kto wie, czy i ja nie miałbym wam czegoś do powiedzenia.
— Jedną chwileczkę, Jimmy, — wtrącił John Pendleton. — Zabawię się teraz w Alladyna. Szkoda tylko, że nie mam lampy. Czy mogę panią poprosić, żeby pani zechciała zadzwonić na Mary? — zwrócił się do pani Carew.
— Ach, tak, naturalnie, — odparła gospodyni, patrząc nań ze zdziwieniem.
Po chwili w otwartych drzwiach stanęła Mary.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/307
Ta strona została skorygowana.