Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/308

Ta strona została skorygowana.

— Czy się nie mylę, że panna Pollyanna przybyła tutaj przed chwilą? — zapytał John Pendleton.
— Owszem, sir. Jest i czeka na dole w hallu.
— Proszę ją tutaj poprosić.
— Pollyanna tutaj! — zawołali wszyscy chórem, gdy Mary wyszła. Twarz Jimmy bladła, to znów czerwieniała.
— Tak. Wczoraj przesłałem jej list przez moją gospodynię. Pozwoliłem sobie zaprosić ją tutaj, choć nie uprzedziłem pani o tym. Doszedłem do wniosku, że dziewczynie należy się trochę wypoczynku, a gospodyni moja dostała polecenie opiekowania się panią Chilton. Napisałem również do pani Chilton, — dorzucił, zwracając się do Jimmy i patrząc nań wymownie. — Przypuszczam, że po przeczytaniu mego listu zgodziła się na natychmiastowy wyjad Pollyanny, zresztą, najlepszy dowód, że Pollyanna jest już tutaj.
Była istotnie i stała już w progu, zarumieniona, nieśmiała, spoglądając po obecnych pytającym wzrokiem.
— Pollyanno, najdroższa! — Jimmy wybiegł na jej spotkanie i po chwili wahania chwycił ją w objęcia.
— Ach, Jimmy, w obecności tylu ludzi! — uczyniła mu wyrzut zażenowana.
— Pocałowałbym cię nawet na samym środku ulicy Waszyngtona, — zawołał młodzieniec. — Spójrz na tych „wszystkich ludzi“, a przekonasz się, że nie powinnaś się martwić.
Pollyanna spojrzała i przekonała się...
Po przeciwległej stronie, przy oknie, odwróceni