paczliwym wzrokiem za znikającą w oddali postacią młodej pielęgniarki.
Lecz Della, jeżeli nawet słyszała, nie zwracała na te wołania uwagi i pani Carew zagniewana, rada nie rada, zwróciła się do dziewczynki, stojącej tuż przy niej.
— Jakie to okropne! Nie słyszała, prawda? — zapytała Pollyanna, śledząc również zrozpaczonym wzrokiem oddalającą się pannę Wetherby. — I ja nie chciałam, żeby nas tu zostawiła. Ale w każdym razie mam chociaż panią, prawda? Powinnam być z tego zadowolona.
— O tak, masz mnie, a ja mam ciebie, — odparła pani Carew niezbyt łaskawym głosem. — Chodź, pójdziemy tędy, — rozkazała, kierując się na prawo.
Pollyanna posłusznie skierowała się w tę stronę, drepcząc przy boku pani Carew obszernym peronem. Od czasu do czasu tylko spoglądała niespokojnie w twarz swej opiekunki pozbawioną uśmiechu. Wreszcie odezwała się wahająco:
— Obawiam się, iż pani myślała, że ja jestem ładna, — wyszeptała te słowa zmartwionym głosem.
— Ładna? — powtórzyła pani Carew.
— Tak, że mam loki i że wogóle mam inną twarz. Na pewno zastanawiała się pani, jak ja właściwie wyglądam, tak samo, jak ja się nad tym zastanawiałam. Tylko, że ja odrazu wyobrażałam sobie panią taką ładną i sympatyczną, bo znałam przecież pani siostrę. Mogłam mieć chociaż jakieśkolwiek pojęcie o pani, a pani o mnie nie miała żadnego. Ja oczywiście ładna nie jestem, chociażby z powodu
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/32
Ta strona została skorygowana.