wodu tej brodawki. Ale pani nic o tem nie wie. Zaraz pani opowiem.
I tak się stało, że pani Carew, którą wszystko drażniło, a najbardziej nie lubiła dowiadywać się o obcych ludziach, ku swemu własnemu zdziwieniu wysłuchała historii o brodawce na nosie niejakiej pani Peck.
Zanim opowiadanie dobiegło do końca, limuzyna wjechała na Commonwalth Avenue i Pollyanna nagle zaczęła się zachwycać wspaniałą ulicą, na której był „taki piękny długi dziedziniec, który przecinał ją przez sam środek“, i która była o wiele ładniejsza, jak stwierdziła, „po tych wszystkich wąskich uliczkach“.
— Jestem pewna, że wszyscy chcieliby na niej mieszkać, — zawołała w pewnej chwili z entuzjazmem.
— Prawdopodobnie, ale niestety, to byłoby niemożliwe, — odpowiedziała pani Carew, marszcząc czoło.
Pollyanna, biorąc ten grymas swej opiekunki za wyraz niezadowolenia z tej przyczyny, że jej własny dom nie znajdował się na tej pięknej ulicy, pośpieszyła z zapewnieniami.
— Ale to nie ma nic do rzeczy, — uspokajała. — Nie uważam wcale, że te węższe uliczki są takie brzydkie. Może nawet wygodniejsze są pod pewnym względem, bo o wiele łatwiej przedostać się na drugą stronę, gdy się chce kupić w sklepiku jajek lub chleba... Ach, więc pani też tutaj mieszka? — zdziwiła się nagle, gdy auto przystanęło przed wspaniałą bramą domu pani Carew. — Więc pani tutaj mieszka?
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/37
Ta strona została skorygowana.