Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

dliwić. — Przecież ja wcale nie myślałam o tej grze dla pani, bo pani i tak nie mogłaby w nią grać.
— Nie mogłabym w nią grać! — zawołała pani Carew, która, aczkolwiek nie miała ochoty na tę głupią grę, nie mogła znieść tego, że ktoś śmiał podejrzewać, iż cośkolwiek w życiu było dla niej niemożliwe.
— Jakto, a pani nie uważa? — zaśmiała się radośnie Pollyanna. — Gra polega na tym, że należy znaleźć we wszystkim coś takiego, z czego możnaby było być zadowolonym. Przecież pani do tego się zupełnie nie nadaje, bo nie ma takiej rzeczy na świecie, z którejby pani była zadowolona. Jednym słowem ta gra jest nie dla pani? Czy nie mam racji?
Pani Carew zarumieniła się gniewnie. W swym oburzeniu powiedziała więcej, niż zamierzała powiedzieć.
— Wcale tak nie sądzę, Pollyanno, — odezwała się chłodno. — Tak się już jakoś układa, widzisz, że nie mogę znaleźć nic takiego, coby mi dało zadowolenie.
Pollyanna przez chwilę milczała w głębokiej zadumnie, po czym odrzuciła w tył główkę ze zdziwieniem.
— A dlaczego, proszę pani? — ośmieliła się zapytać.
— Bo czyż istnieje dla mnie coś takiego? — wyszeptała pani Carew, zapominając na chwilę o tym, że nie powinna prowokować Pollyanny do wygłaszania kazań.
— Owszem, istnieje, wszystko istnieje dla pani, — zapewniła Pollyanna jeszcze ciągle niedowie-