Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

rzającym tonem. — Ma pani... ma pani taki piękny dom...
— W którym mogę jeść i spać, a mnie to nie wystarcza.
— Ale ma pani w tym domu tyle cudownych rzeczy, — podchwyciła znów Pollyanna.
— Te wszystkie piękne rzeczy już mi obrzydły.
— I ma pani auto, którym może pani wszędzie jeździć.
— Ale nie mam ochoty do podróży.
Pollyanna aż zachłysnęła się ze zdziwienia.
— Ale proszę pomyśleć, ilu ciekawych ludzi mogłaby pani zobaczyć!
— Nie interesują mnie ludzie, Pollyanno.
Pollyanna znowu zamyśliła się na chwilę. Wyraz smutku na jej twarzyczce pogłębił się jeszcze bardziej.
— Właściwie nie rozumiem, proszę pani, — odezwała się po chwili. — Dla tych ludzi, którzy mają samo zło, byłaby dobra moja gra, bo chodzi o to, żeby we wszystkim, co jest złe, mogli znaleźć coś przyjemnego. Ale tutaj, gdzie nie ma rzeczy złych, to naprawdę nie wiem, czy sama potrafię grać w moją grę.
Tym razem nie było odpowiedzi. Pani Carew siedziała, spoglądając uporczywie w okno. Wyraz gniewu zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca bezradnemu smutkowi. Odwróciła głowę bardzo wolno i rzekła:
— Pollyanno, myślałam, że nie będę mogła ci o tym powiedzieć, lecz teraz zdecydowałam inaczej. Pragnę ci powiedzieć, dlaczego nie istnieje dla mnie nic na świecie, coby mi mogło dać zadowole-