nie. — I opowiedziała Pollyannie historię małego Jamie, czteroletniego chłopca, który przed óśmiu laty zaginął i więcej już nigdy nie wrócił.
— I od tego czasu nigdy go pani więcej nie widziała? — zapytała szeptem Pollyanna, a w oczach jej ukazały się łzy, gdy pani Carew skończyła opowiadanie.
— Nigdy.
— Ale my go znajdziemy, proszę pani, jestem pewna, że go znajdziemy.
Pani Carew ze smutkiem potrząsnęła głową.
— Niestety, to niemożliwe. Szukałam wszędzie, nawet za granicą.
— Ale przecież gdzieś musi być.
— Możliwe, że już nie żyje, Pollyanno.
Pollyanna wydała okrzyk rozpaczy.
— Ach, nie, proszę pani. Proszę tak nie mówić! Proszę sobie wyobrazić, że on żyje. To napewno pani pomoże. Z chwilą gdy wyobrazimy sobie, że żyje, będziemy mogły wyobrazić sobie także, że go znajdziemy, a wówczas to nam bardzo pomoże.
— Ja się jednak lękam, że on nie żyje, Pollyanno, — jęknęła pani Carew.
— Ale pani napewno nie wie, prawda? — pytała niespokojnie dziewczynka.
— Nie.
— Wobec tego trzeba sobie koniecznie wyobrazić, — zawołała Pollyanna z triumfem. — Jeżeli wyobraża sobie pani, że umarł, to tak samo może pani sobie wyobrazić, że żyje, a przecież to drugie będzie o wiele przyjemniejsze. Czy nie mam racji? Jestem pewna, że któregoś dnia go odnajdziemy. Jakże się cieszę, bo teraz wreszcie będzie pani mo-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/51
Ta strona została skorygowana.