gła grać w moją grę! Będzie pani w nią grała dla dobra Jamie. Będzie pani codziennie zadowolona, bo przecież każdy dzień zbliża nas do tej chwili, kiedy go odnajdziemy, pani rozumie?
Ale pani Carew nie rozumiała. Wstała ociężale z krzesła i odparła:
— Nie, nie, moje dziecko! Ty mnie nie rozumiesz, nie rozumiesz mnie absolutnie. Idź sobie teraz i poczytaj trochę, a zresztą możesz robić, co ci się podoba. Mam okropną migrenę i muszę się położyć.
Pollyanna z zasmuconą twarzyczką wolno wyszła z pokoju.
Było to w drugą sobotę po południu, gdy Pollyanny wybrała się na pamiętny spacer. Dotychczas nigdy nie spacerowała sama, z wyjątkiem krótkiej drogi do szkoły i z powrotem. To, że kiedykolwiek na własną rękę zwiedzi ulice Bostonu, nie powstałoby nigdy w głowie pani Carew i dlatego też nigdy z nią na ten temat nie mówiła. W Beldingsville jednakże, szczególnie z początku, Pollyanna znajdowała wielką przyjemność w spacerowaniu po uliczkach miasteczka, zajęta poszukiwaniem nowych przyjaciół i nowych przygód.
Właśnie owej soboty po południu pani Carew powiedziała, jak zwykła mawiać często: — Idź, idź, moje dziecko. Rób, co ci się podoba. Tylko proszę cię, nie zadawaj mi dzisiaj więcej pytań!