Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/6

Ta strona została skorygowana.

— Tak mówisz, jakbym przez długie osiem lat nie czyniła wszelkich starań, aby go odnaleźć, jakbym nic nie robiła, tylko rozkoszowała się moim przygnębieniem, — wybuchnęła pani Carew ze łzami w głosie.
— Oczywiście, żeś robiła wszystko, kochanie, — uspokoiła ją pośpiesznie Della. — I powinnyśmy nadal obydwie szukać, dopóki go nie znajdziemy, chyba żebyśmy wpierw umrzeć miały. Ale tego rodzaju zachowanie, jak twoje, pomóc w tym wypadku nie może.
— Przecież ja niczego innego nie pragnę, tylko go odnaleźć, — wyszeptała w rozpaczy Ruta Carew.
Przez chwilę panowało milczenie. Della siedziała, patrząc na siostrę zmartwionym i niezadowolonym wzrokiem.
— Rutko, — rzekła wreszcie z brzmieniem czułości w głosie, — wybacz mi, ale muszę cię zapytać, czy zawsze masz zamiar w ten sposób postępować? Jesteś wprawdzie wdową, lecz małżeństwo twoje trwało zaledwie rok i mąż twój był o wiele starszy od ciebie. Byłaś wówczas prawie dzieckiem, więc ten krotki rok mógł ci się wydać tylko snem. Przecież to niemożliwe, żeby takie wspomnienie ocieniało chmurą twoje całe życie!
— Nie, ach, nie, — wyszeptała jeszcze ciągle zrozpaczona pani Carew.
— Więc, czy zawsze masz zamiar pędzić takie życie?
— Oczywiście, gdybym znalazła Jamie...
— Tak, tak, wiem. Ale Rutko, czyż na świecie