ta niewidoma pani. Mówiła mi o tem panna Wetherby.
— W tę grę?
— Tak, w grę w zadowolenie. Nic panu o niej nie wspominałam? Chodzi o to, żeby znaleźć coś, z czego można być zadowolonym. Otóż ta niewidoma pani coś takiego znalazła. Jej mąż, to jest taki pan, który pomaga wydawać nowe prawa, więc prosiła go, aby wydał prawo, które by dopomogło niewidomym ludziom, a szczególnie małym dzieciom. I poszła do tych innych panów sama i opowiedziała im, jak się człowiek czuje, gdy jest niewidomy. A ci panowie razem z jej mężem wydali takie nowe prawo i powiedzieli, że ta ślepa pani zrobiła dla społeczeństwa bardzo wiele, więcej nawet niż jej mąż, bo gdyby nie ona, to by takie nowe prawo wcale nie istniało. Ta ślepa pani jest teraz zadowolona, że straciła wzrok, bo mogła chociaż pomóc małym dzieciom, które tak samo jak ona są nieszczęśliwe. Widzi pan więc, że jednak nauczyłam tę panią mojej gry. Ale mam wrażenie, że pan jeszcze o tej grze nic nie wie, więc muszę z nią pana zaznajomić. Zaczyna się ona w ten sposób... — i Pollyanna z rozjaśnionymi oczami opowiedziała nieznajomemu, jak to przed laty znalazła parę szczudeł zamiast lalki, o której tak bardzo marzyła.
Gdy opowiadanie dobiegło końca, zaległa długa, martwa cisza, po czym całkiem niespodziewanie nieznajomy podniósł się z ławki.
— Ach, więc pan już teraz odchodzi? — zapytała Pollyanna z wyraźnym rozczarowaniem.
— Tak, teraz już idę, — uśmiechnął się do niej jakoś dziwnie.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/63
Ta strona została skorygowana.