z radości życia. Prawdopodobnie zna pani Biblię i wie pani o tym.
Młoda dziewczyna potrząsnęła głową. Wyraz onieśmielenia pojawił się na jej twarzy.
— Właściwie nie wiem, — odparła sucho. — Nie mogę powiedzieć, żebym zbyt często myślała o Biblii.
— Rzeczywiście? Zresztą to bardzo możliwe, ale, widzi pani, mój ojciec był pastorem i dlatego...
— Pastorem?
— Tak. A czy pani ojciec także? — zawołała Pollyanna, odpowiadając na dziwny błysk, jaki ujrzała w oczach dziewczyny.
— Tak, — rumieniec wystąpił dziewczynie na czoło.
— Ach, i odszedł tak samo jak mój, aby pozostać na zawsze z Bogiem i aniołami?
Młoda dziewczyna odwróciła z zażenowaniem głowę.
— Nie, żyje jeszcze, jest w domu, — odparła, wstrzymując oddech.
— Ach, jaka pani musi być szczęśliwa, — westchnęła Pollyanna zazdrośnie. — Czasami marzę o tym, żebym mogła choć raz zobaczyć mego ojca, ale pani swego widuje, prawda?
— Nie często. Widzisz, mieszkam teraz tutaj...
— Ale może go pani widzieć, a ja mojego nie mogę. Odszedł do mamy i do reszty rodzeństwa, tam do nieba i... A pani ma matkę także?
— Owszem, — dziewczyna kręciła się niespokojnie i sprawiała takie wrażenie, jakby miała ochotę uciec.
— Ach, więc pani może oglądać ich obydwo-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/68
Ta strona została skorygowana.