Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

— Muszę. Gotów wrócić, a po raz drugi nie zdobyłabym się może na tyle siły i odwagi... — wstała z ławki. Przez chwilę wahała się i wreszcie wyznała z goryczą: — Widzisz, on należy do tych, którzy niepotrzebnie zwracają uwagę, a nie powinien był na mnie uwagi zwracać! — Z tymi słowy odeszła.
— Jakaż ona zabawna, — szepnęła do siebie Pollyanna, spoglądając w zamyśleniu za znikającą sylwetkę dziewczyny. — Ładna nawet, ale strasznie dziwna, — dorzuciła, podnosząc się i leniwie idąc przed siebie.


ROZDZIAŁ VI.
Jerry śpieszy z pomocą.

Wkrótce Pollyanna dotarła do końca ogrodu i do bramy, za którą krzyżowały się z sobą dwie ulice. Było to miejsce godne szczególnego zainteresowania, z przejeżdżającymi ustawicznie taksówkami, autobusami, powozami i publicznością pieszą. Potężna czerwona butelka w witrynie kolonialnego sklepu zwróciła uwagę Pollyanny, a jednocześnie z głębi ulicy zaciekawił ją dźwięk jakiegoś nieznanego instrumentu. Wahając się tylko przez chwilę, Pollyanna ruszyła na przeciwną stronę ulicy, biegnąc lekko w kierunku dźwięków muzyki.
Z każdą chwilą znajdowała więcej rzeczy godnych ciekawości. W oknach wystawowych były rozmaite cuda, a dokoła katarynki, do której wreszcie dotarła, ujrzała grono tańczących dzieci, których