— Nie, tylko wiem, że tam była siódemka, — zawołała Pollyanna, pełna nowej nadziei.
— Słyszeliście moi państwo? — zaśmiał się drwiąco chłopak. — Była siódemka, a ona myśli, że w ten sposób poznam numer!
— Ach, ale ja poznam dom, jak go tylko zobaczę, — oświadczyła gorączkowo Pollyanna, — i myślę, że poznam również ulicę, po tym wspaniałym obszernym dziedzińcu, który jest w samym środku.
Tym razem na twarzy chłopca odmalowało się zdziwienie.
— Dziedziniec? — otworzył szeroko usta, — po środku ulicy?
— Tak, drzewa i trawa, a w środku aleja do spaceru, ławki i... — lecz chłopiec przerwał jej nagle głośnym okrzykiem.
— Już wiem! Commonwealth Avenue, ty na pewno tam mieszkasz!
— Ach, więc wiesz, wiesz naprawdę? — dowiadywała się Pollyanna. — Właśnie to bardzo podobnie brzmi, chociaż nie jestem pewna.
— Możesz mi wierzyć, — chłopak wydął wargi z dumą. — Przecież codziennie zawożę tam do ogrodu Sir Jamesa, więc i ciebie zaprowadzę. Musisz jednak poczekać tutaj, dopóki nie skończę roboty i nie sprzedam wszystkich gazet. Potem zaprowadzę cię na tę twoją aleję, nim jeszcze zdążysz zostać Robinsonem.
— To znaczy, że mnie odprowadzisz do domu? — zapytała Pollyanna, nie rozumiejąc słów jego dokładnie.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/78
Ta strona została skorygowana.