— Naturalnie! Będzie to całkiem łatwe, jeżeli mówisz, że poznasz dom.
— O, na pewno poznam, — zawołała Pollyanna, trochę w duszy zaniepokojona. — Gdybyś nie mógł...
Ale chłopiec raz jeszcze obrzucił ją pełnym wzgardy spojrzeniem i umknął, mieszając się z tłumem. W chwilę później Pollyanna usłuszała jego głośne wołanie:
— Kurier! Wiadomości! Herald! Może pan pozwoli gazetkę, sir?
Z westchnieniem ulgi Pollyanna cofnęła się do jakiejś bramy, postanawiając cierpliwie czekać. Była zmęczona, lecz szczęśliwa. Mimo niepowodzeń, z jakimi się zetknęła tego popołudnia, ufała temu chłopcu i była najzupełniej pewna, że on właśnie odprowadzi ją do domu.
— Jest miły i bardzo go lubię, — mówiła do siebie, śledząc za zręczną i ruchliwą postacią gazeciarza. — Ale mówi szalenie zabawnie. Słowa, które wypowiada, mają brzmienie angielskie, lecz niektóre jakby się nie wiązały z resztą tego, co mówi. Jestem zadowolona, że na niego natrafiłam, — dorzuciła, wzdychając z zadowoleniem.
Wkrótce potem chłopiec wrócił, nie mając już gazet pod pachą.
— Chodźmy, mała. Wszystko załatwiłem, — zawołał wesoło. — Teraz będziemy szukać tej alei. Gdybym był bogatszy, odwiózłbym cię do domu autobusem, ale ponieważ zarobiłem dzisiaj niewiele, trzeba będzie dyrdać piechotą.
Prawie przez całą drogę milczeli. Pollyanna po raz pierwszy w życiu była zbyt zmęczona, aby móc
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/79
Ta strona została skorygowana.