opowiadać o Paniach Dobroczynnych, chłopcu zaś chodziło głównie o to, żeby najkrótszą drogą jak najspieszniej dotrzeć do celu. Gdy zamajaczył przed nimi Park Publiczny, Pollyanna wykrzyknęła radośnie:
— O, teraz już prawie że jesteśmy na miejscu! Ten ogród przypominam sobie dokładnie, spędziłam tu bardzo mile czas. Stąd już jest całkiem blisko do domu.
— No, to dzięki Bogu! Pójdziemy teraz dalej, — uśmiechnął się chłopiec.. — Widzisz, co ci mówiłem? Pójdziemy tędy w stronę alei i później znajdziemy swój dom.
— O, ja ten dom napewno znajdę, — cieszyła się Pollyanna, nabierając już zupełnej pewności siebie.
Było prawie całkiem ciemno, gdy wstępowali po szerokich kamiennych schodach, prowadzących do mieszkania pani Carew. Chłopiec przycisnął guzik dzwonka, drzwi się natychmiast otworzyły i Pollyanna znalazła się nietylko przed obliczem Mary, lecz również pani Carew, Bridget i Jennie. Wszystkie cztery kobiety stały przed nią z bladymi twarzami i czami pełnymi niepokoju.
— Dziecko, dziecko, gdzieś ty była? — dowiadywała się pani Carew, biegnąc Pollyannie na spotkanie.
— Ja... ja tylko poszłam na spacer, — wytłumaczyła szeptem dziewczynka, — i zabłądziłam i ten chłopiec...
— Gdzie ją znalazłeś? — zwróciła się pani Carew ostro do towarzysza Pollyanny, który w tej chwili ze szczerym podziwem patrzył na wszystko, co ota-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/80
Ta strona została skorygowana.