lecz chętniej jeszcze odbywała spacery tramwajem, o czym ku wielkiemu swemu zdziwieniu pani Carew pewnego dnia się przekonała.
— Czy pojedziemy tramwajem? — zapytała pewnego ranka Pollyanna.
— Nie, Perkins nas zawiezie, — odparła pani Carew, a widząc rozczarowanie w oczach Pollyanny, dodała ze zdziwieniem: — Sądziłam, że lubisz auto, moje dziecko!
— Ach, bardzo lubię, — zapewniła Pollyanna pośpiesznie, — wiem przecież, że auto wypada taniej, niż tramwaj i...
— Taniej niż tramwaj! — zawołała pani Carew, coraz bardziej zdziwiona.
— No, tak, — wyjaśniła Pollyanna, otwierając szeroko oczy, — za tramwaj płaci się po pięć centów od osoby, a auto nic nie kosztuje, bo jest pani własnością. Ja zresztą bardzo lubię auto, — zapewniła, nie pozwalając pani Carew dojść do słowa. — Tylko, że tramwaj jedzie wolniej, więc można swobodnie obserwować tych wszystkich ludzi, którzy chodzą po ulicy, a to jest takie przyjemne, nieprawdaż?
— Jabym tego nie powiedziała, Pollyanno, — mruknęła pani Carew, wychodząc z pokoju.
Zdarzyło się tak, że w dwa dni później pani Carew jeszcze więcej dziwnych rzeczy usłyszała o Pollyannie — tym razem z ust Mary.
— To jest naprawdę śmieszne, łaskawa pani, — opowiadała Mary z powagą, odpowiadając na zapytanie swej chlebodawczyni, — dziwne jest jak Pollyanna doskonale czuje się między ludźmi, nie zdradzając najmniejszego onieśmielenia. Zasadni-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/83
Ta strona została skorygowana.