czo sama ich nie zaczepia. Nic podobnego. Tylko uśmiecha się do nich pogodnie i to wszystko. Sama widziałam jak wsiadłyśmy do tramwaju pełnego mężczyzn, kobiet i dzieci, że na widok Pollyanny wszyscy się odrazu rozweselili. Dorośli przestali się kłócić o miejsca, a dzieci przestały płakać. Czasami wystarcza, żeby panna Pollyanna powiedziała coś do mnie i żeby inni to słyszeli. Czasami znów powie tylko komuś „Dziękuję“ za ustąpienie miejsca, a tamten już z nią jest w przyjaźni. Ma dziwny sposób uśmiechania się do psów i dzieci. Każdy pies na jej widok macha ogonem, a każde dziecko, małe czy większe, nabiera do niej zaufania. Jeżeli zdarzy się tak, że wsiądziemy do mylnego tramwaju, to nawet konduktor, patrząc na pannę Pollyannę, nie może się na nas gniewać.
— Hm, bardzo dziwne, — wyszeptała pani Carew, odchodząc.
Październik był tego roku szczególnie ciepły i pogodny, to też trudno było komukolwiek w domu uzbroić się w taką cierpliwość, aby stale przebywać na spacerach z Pollyanną. Pani Carew w pierwszym rzędzie cierpliwością zbytnią nie grzeszyła, a Mary znów zajęcia domowe nie pozwalały na poświęcanie zbyt wiele czasu Pollyannie.
O trzymaniu dziecka w czterech ścianach pokoju podczas pogodnych słonecznych dni, nie mogło być mowy. To też stanęło na tym, że Pollyannie wolno było wychodzić samej do sąsiedniego publicznego parku, gdzie przebywała codziennie po kilka godzin. Pozornie więc była znowu tak samo wolna jak dawniej, lecz w gruncie rzeczy otaczały ją wysokie i nieprzebyte mury codziennego regulaminu.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/84
Ta strona została skorygowana.