Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

Nie wolno jej było rozmawiać z obcymi ludźmi, nie wolno było bawić się z obcymi dziećmi i w żadnym wypadku nie wolno jej było wychodzić po za obręb publicznego parku. Na domiar wszystkiego, Mary, która ją przez pierwsze dni odprowadzała do parku, długo upewniała się, czy dziewczynka zna dokładnie powrotną drogę do domu i czy przypadkiem nie zabłądzi, przechodząc z ogrodu przez ulicę Arlington na Commonwealth Avenue. Pollyanna musiała wracać z parku wówczas, gdy zegar na wieży kościelnej wydzwaniał pół do piątej.
Często teraz Pollyanna udawała się na spacery do parku. Czasami nawet chodziła z którąś z koleżanek szkolnych, częściej jednak wybierała się sama. Mimo braku swobody, mimo ograniczeń, jakie jej narzuciła opiekunka, dziewczynka przepędzała czas w parku wspaniale. Mogła przecież swobodnie obserwować ludzi, chociaż nie wolno jej było z nimi rozmawiać, mogła za to rozmawiać z wiewiórkami, gołębiami i jaskółkami, które tak gorączkowo dopraszały się pożywienia, i które przywykły już do tego, że Pollyanna zawsze im coś dobrego na podwieczorek przyniosła.
Prawie codziennie Pollyanna rozglądała się uważnie w poszukiwaniu za przyjaciółmi, z którymi zawarła znajomość podczas swojej pamiętnej pierwszej eskapady — za mężczyzną, który uradował się, że posiada oczy, ręce i nogi i za przystojną młodą dziewczyną, która nie chciała dotrzymywać towarzystwa pięknemu młodzieńcowi. Niestety, przyjaciół swych spotkać jakoś nie mogła. Natomiast codziennie widywała młodego chłopca w fotelu na kółkach, z którym szczerze pragnęła poroz-