Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

O Paniach Dobroczynnych zupełnie zapomniała, nawet o „grze w zadowolenie“ nie myślała w tej chwili. Z pałającymi policzkami i błyszczącymi oczami przenosiła się myślą w dawne czasy, wsłuchana w opowiadanie swego towarzysza, który podczas tej jednej krótkiej godziny chciał sobie powetować długie dni szarej, ponurej samotności.
Dopiero gdy zegar na wieży kościelnej wydzwonił południe i gdy Pollyanna znalazła się już przed domem swej opiekunki, uprzytomniła sobie nagle, że nie wie, jak się nazywa ów chłopiec.
— Wiem tylko, że nie Sir James, — szepnęła do siebie, marszcząc brwi gniewnie. — Ale mniejsza o to, przecież jutro go mogę o to zapytać.


ROZDZIAŁ VIII.
Jamie.

Pollyanna jednak nie spotkała chłopca nazajutrz, deszcz bowiem padał, więc wogóle nie mogła pójść do ogrodu. Następnego dnia także padało. Trzeciego dnia nie widziała go również, bo chociaż słońce świeciło jasno, chociaż dzień był prawie upalny i chociaż poszła do parku wyjątkowo wcześnie tego popołudnia, nowy jej znajomy wogóle się nie zjawił. Zato czwartego dnia została go na jego zwykłym miejscu i podbiegła doń z radosnym powitaniem.
— Ach, jakże się cieszę, że cię widzę! Gdzieżeś się podziewał? Wczoraj wogóle cię tu nie było.
— Nie mogłem. Miałem takie bóle, że w żaden