Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/108

Ta strona została przepisana.

w celu zapalenia lampy, ale usiadł znowu, zaniechawszy zamiaru, kiedy G. oświadczył, że przyszedł poradzić się nas, albo raczej zapytać o opinię mego przyjaciela w sprawie urzędowej, która mu już wiele przysporzyła kłopotu.
— Jeżeli to wymaga refleksyi — zauważył Dupin, odsuwając zapałkę od knota — zbadamy rzecz lepiej po ciemku.
— To znowu jedno z pańskich dziwacznych przekonań — rzekł Prefekt, który miał zwyczaj nazywania »dziwacznem« wszystkiego, co przechodziło jego objęcie, wskutek czego obracał się w całym legionie »dziwactw«.
— Bardzo słusznie — rzekł Dupin — dając gościowi fajkę i podsuwając ku niemu wygodne krzesło.
— O cóż to teraz chodzi? — spytałem. — Chyba nic nowego w sprawie morderstwa?
— Oh, nie, nic takiego. Faktem jest, że sprawa jest bardzo prosta i nie wątpię, że damy sobie z nią radę sami, ale myślałem, że Dupin zechce usłyszeć bliższe szczegóły, które są bardzo dziwaczne.
— Proste i dziwaczne — rzekł Dupin.
— Istotnie tak, właściwie tak i nie. Tracimy głowy z powodu, że sprawa jest prosta, a jednak nie możemy jej załatwić.
— Być może, iż właściwie prostota sprawy w błąd nas wprowadza — rzekł mój przyjaciel.