Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/113

Ta strona została przepisana.

wcale nie jest liczna. Sypialnie ich znajdują się daleko od pańskiego apartamentu, a przytem będąc przeważnie Neapolitańczykami łatwo się upijają. Wiadomo panom, że posiadam klucze, którymi mogę otworzyć każdy pokój lub gabinet w Paryżu. W ciągu trzech miesięcy nie było ani jednej nocy, w którejbym nie był zajęty osobiście przetrząsaniem pałacu ministra D. Tu chodzi o mój honor, a przytem, powiem otwarcie, nagroda jest ogromna. To też nie zaniechałem poszukiwania, póki się nie przekonałem, że złodziej jest o wiele sprytniejszy odemnie. Zdaje mi się, że przeszukałem każdą skrytkę, w której list mógłby być schowany.
— Ale czyż nie jest rzeczą prawdopodobną — zapytałem — aby list, chociaż jest w posiadaniu ministra, co nie ulega wątpliwości nie został ukryty gdzie indziej, niż u niego samego?
— To bodaj jest niemożliwe — rzekł Dupin. — Obecne osobliwe stosunki dworskie, a zwłaszcza intrygi, w których D. jest uwikłany, czynią możność natychmiastowego użycia dokumentu równie ważną, jak samo jego posiadanie.
— Możność przedłożenia go? — spytałem.
— To znaczy zniszczenia go — rzekł Dupin.
— Istotnie — zauważyłem — list więc musi być w pałacu. Znajdowanie się jego na osobie ministra, może być chyba całkowicie wykluczone.
— Niewątpliwie — rzekł prefekt. — Został on