Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/114

Ta strona została przepisana.

dwukrotnie napadnięty, jakby przez opryszków, a wtedy osoba jego została sumiennie zrewidowana pod moim osobistym nadzorem.
— Mogłeś pan był oszczędzić sobie tego trudu — rzekł Dupin. — D., jak przypuszczam, nie jest zupełnym głupcem, wskutek czego musiał antycypować te napaści, jako rzecz jasną.
— Nie zupełnym głupcem — rzekł G. — ale wszakże jest poetą, co uważam tylko za jeden stopień przed głupcem.
— Prawda — rzekł Dupin, po długiem pykaniu z fajki — chociaż kilka wierszydeł popełniłem sam.
— A możebyś pan — rzekłem — zechciał dać nam szczegóły swego poszukiwania.
— Poświęciliśmy sporo czasu i szukaliśmy wszędzie. Mam ogromne doświadczenie w takich sprawach. Objąłem cały budynek pokój za pokojem — poświęciłem każdemu z osobna jedne noc w tygodniu. Naprzód zbadaliśmy meble każdego pokoju Otwieraliśmy wszelkie możliwe szuflady; a wiesz pan, przypuszczam, że dla odpowiednio trenowanego agenta policyjnego, taka rzecz, jak ukryta szuflada nie egzystuje. Głupcem jest każdy, kto pominie ukrytą szufladę przy takiem przeszukiwaniu. Rzecz jest tak prosta. W każdej szafce trzeba wziąć pod rozwagę objętość. Tutaj posiadamy dokładne zasady. Pięćdziesiąta część linii nie mogłaby ujść naszej uwagi. Po szafkach przyszła