Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/256

Ta strona została przepisana.

z zaciekłością i sam nie wiedząc dlaczego, otworzyłem pierwszą książkę, która mi wpadła w ręce. Był to mały traktat o spekulatywnej astronomii, pisany przez prof. Enke z Berlina, albo też przez jakiegoś Francuza o podobnem nazwisku. Ponieważ miałem nieco wiadomości o tym przedmiocie, przeto z każdą chwilą coraz bardziej zagłębiałem się w treść książki, przeczytując ją po dwakroć, nim odzyskałem świadomość tego, co się wokoło mnie dzieje. Tymczasem zaczęło się ściemniać i ja wskutek tego pomyślałem o powrocie do domu. Ale traktaty w połączeniu z odkryciem z dziedziny pneumatyki czyli nauki o powietrzu, zakumunikowanem mi niedawno w wielkim sekrecie przez kuzyna w Nancy, uczyniły na mym umyśle niezatarte wrażenie i kiedy wlokłem się przez ciemne ulice, rozważałem starannie w pamięci nieco dzikie i miejscami niezrozumiałe rozumowanie pisarza. Były tam pewne ustępy, które podziałały na moją wyobraźnię w niezwykły sposób. Czem dłużej rozmyślałem nad nimi, tem bardziej wzrastało we mnie zainteresowanie rzeczą, jakie się we mnie zbudziło. Ograniczony charakter mego wykształcenia w ogólności, a zwłaszcza nieświadomość na punkcie filozofi przyrody, dalekie od tego, aby mi podsunąć myśl, że sam nie zrozumiem tego, co czytałem, albo że powinienem odnosić się krytycznie do tych wszystkich nieokreślonych idei, jakie zrodziły się w mojej głowie, służyły raczej