Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/268

Ta strona została przepisana.

ta atoli nie trwała długo. W sama porę przybyło na pomoc uczucie rozpaczy, to też krzycząc jak obłąkany i szamocąc się, szarpanymi ruchami dźwigałem się w górę, aż w końcu chwyciwszy dawno upragniony brzeg kosza, przeczołgałem się przezeń i upadłem drżący głową na dół do kosza.
Po jakimś czasie odzyskałem na tyle przytomność, aby zająć się nieco balonem. Zbadałem go uważnie i przekonałem się z poczuciem ulgi, że nic mi się nie stało. Przyrządy moje były w zupełnym porządku i na szczęście nie straciłem ani balastu, ani zapasów żywności. Tak je dobrze przymocowałem we właściwych miejscach, że żadne niebezpieczeństwo nie mogło mi grozić. Spojrzawszy na zegarek przekonałem się, że to szósta godzina. Ustawicznie wznosiłem się szybko, a barometr wskazywał wysokość trzech i trzech czwartych mili. Bezpośrednio podemną na oceanie, leżał mały czarny przedmiot, lekko podłużnego kształtu pozornie wielkości domina — i pod wielu względami do niego podobny. Skierowawszy na ten przedmiot mój teleskop rozpoznałem w nim brytański okręt wojenny, płynący w kierunku Z. Poł. Z. Oprócz tego jednego okrętu nie widziałem nic jeno ocean i niebo i słońce, które dawno już weszło.
Czas już, abym wreszcie wyjaśnił Waszym Ekscelencyom cel mojej podróży. Wasze Ekscelencye przypominają sobie niezawodnie, że przykre stosunki moje w Rotterdamie zniewoliły mnie na-