Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/29

Ta strona została przepisana.

Neal i George Graham przyzwali Griswolda do sromu. Zaś Longfellow — i to było zasługą tem większą po jego stronie, iż Poe obszedł się z nim okrutnie — umiał w sposób godny poety wychwalić jego wzniosłą potęgę jako poety i prozatora. Jakiś nieznajomy napisał, iż literatura amerykańska straciła najtęższą głowę.
Pozostało jednak serce złamane, serce rozdarte, serce przebite siedmioma mieczami: serce pani Clemm. Edgar był zarazem jej synem i córką. Ciężkie to było istnienie, mówi Willis, od którego zapożyczam te szczgóły prawie dosłownie, nad ktorem ona czuwała i roztaczała swą opiekę. Bo Poe był człowiekiem kłopotliwym. Prócz tego iż pisał z nieznośną trudnością i stylem zbyt wyniesionym ponad zwykły poziom umysłowy, by go można drogo opłacać, pozostawał nadto wiecznie pogrążony w kłopotach pieniężnych i często tak sam jak i chora jego żona doznawali braku rzeczy najniezbędniejszych do życia. Pewnego dnia ujrzał Willis wchodzącą do swego biura kobietę starą, cichą, poważną. Była to pani Clemm. Szukała zajęcia dla swego drogiego Edgara. Biograf opowiada, iż uderzyła go nietylko znakomita pochwała z jej strony i dokładna ocena talentu syna, ale i cały jej wygląd zewnętrzny, jej głos cichy i smutny, jej obejście piękne i szlachetne. I przez kilka lat, dodaje Willis, widywaliśmy tę niestrudzoną służebnicę geniuszu, ubogo i biednie odzianą, chodzącą