Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/296

Ta strona została przepisana.

kosza, aby głowa moja wypadła tuż pod dzióbkiem dzbanka. Rzecz jasna, że po upływie godziny dzbanek musiałby przepełnić się a woda zaczęłaby się przelewać przez brzeg. Również jest rzeczą jasną, że woda spadająca z wysokości czterech stóp, musiała dostać się na moją twarz, jakoteż zbudzić natychmiast z najgłębszego snu.
O godzinie jedenastej ukończyłem przygotowania, to też natychmiast położyłem się spać z pełną ufnością w skuteczność mego pomysłu. I nie doznałem też zawodu. Punktualnie co godzinę budził mnie mój chronometr, a wtedy wypróżniwszy dzban w baryłkę i popracowawszy nad zgęszczeniem atmosfery, kładłem się znowu. Te regularne przerwy mniej mi dokuczyły, niż przypuszczałem i gdy wreszcie rano podniosłem się, była już siódma godzina, a słońce wzniosło się na wiele stopni ponad linkę mojego horyzontu.


3-go Kwietnia. Znalazłem balon na nadzwyczajnej zaiste wysokości, a wypukłość ziemi stała się obecnie wyraźna. Podemną w oceanie czerniała grupa ciemnych plam, utworzonych niezawodnie przez wyspy. Niebo w górze było jak dżet czarne, a gwiazdy jaśniały wspaniale; zjawisko to nie ustawało od pierwszego dnia podróży.
Daleko ku północy spostrzegłem cieńką, białą, nadzwyczaj świetną linię, albo smugę na skraju