Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

Otóż niezbitą jest rzeczą iż — podobnie do tych wrażeń przelotnych a uderzających, tem bardziej uderzających w swych nawrotach im bardziej są one przelotne, jakie towarzyszą niekiedy jakiemuś zdarzeniu zewnętrznemu, pewnemu rodzajowi ostrzeżenia, jak dźwięk dzwonu, ton muzyczny, woń zapomniana, które same bywają poprzedzane zdarzeniem, podobnem do zdarzenia już znanego, zajmującego takie same miejsce w łańcuchu poprzednio objawionym — podobnie do tych szczególnych marzeń peryodycznie powracających, jakie nawiedzają sny nasze, istnieje też także w stanach upicia się nietylko powiązanie marzeń, lecz i szereg rozumowań, potrzebujących do powtórnego odtworzenia tego samego tła, które je zrodziło. Jeżeli czytelnik bez niechęci szedł tokiem mej myśli, to już domyśla się wniosku: mniemam iż w wielu razach, oczywiście nie zawsze, pijaństwo Poego było środkiem mnemonicznym, metodą pracy, metodą energiczną i zabójczą, lecz zastosowaną do jego namiętnej natury. Poeta nauczył się pić podobnie, jak staranny literat ćwiczy się w zbieraniu notat. Nie mógł oprzeć się żądzy odnalezienia cudownych lub strasznych wizyi, subtelnych koncepcyi napotkanych w poprzednich chwilach wzburzenia; pociągały go tak stanowczo i rozkazująco rzeczy dawniej poznane i aby powrócić do nich, obierał drogę najbardziej niebezpieczną ale i najprostszą. Wielka część tego, co nam dziś rozkosz sprawia, stanowi to, co go zabiło.