Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Beaupré).djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

chyba dzikość Heroda pomysłem, który przekraczał śmiałością swoją i tak już szerokie granice decorum, zakreślonego przez księcia dzisiejszej uroczystości. W najbezmyślniejszych nawet sercach są przecież struny, których nie można dotknąć bezkarnie. U najcyniczniejszych i najbardziej zepsutych ludzi, dla których śmierć i życie równą są igraszką, spotyka się przecież rzeczy, których lekceważyć nie wolno. To też całe zgromadzenie balowe odczuło głęboko zły smak i nieprzyzwoitość obcego gościa, objawiające się dobitnie w obranem przez niego przebraniu. Postać to była wysoka i chuda, owinięta od stóp do głów śmiertelnym całunem. Maska zaś twarzy jej przedstawiała z łudzącą wiernością zesztywniałe rysy trupa. Brzydki to był żart, ale znieśliby go może rozbawieni ci szaleńcy, gdyby nie to, że maska usiłowała widocznie przybrać na siebie postać ofiary dotkniętej czerwoną śmiercią. Całun jej umazany był we krwi, a szerokie czoło i twarz napiętnowane były ohydnemi plamami czerwieni.
Skoro książe Prospero dostrzegł postać widziadła, twarz jego skrzywiła się wyrazem odrazy i niesmaku, a po chwili rumieniec gniewu ukazał się na jego obliczu.
— Kto śmiał! — zawołał ochrypłym z wściekłości głosem, kto śmiał znieważyć nas tak zuchwale tem bluźnierczem szyderstwem! Chwytajcie go! — wołał do otaczających go dworaków, zedrzyjcie z niego maskę, abyśmy wiedzieli, kogo jutro o wschodzie słońca powiesić mamy na ostrzu zamkowej blanki.