I tym razem jednakże zapanowałem nad sobą i zachowałem spokój. Zaledwie śmiałem oddychać, latarnię zaś ściskałem w ręku silnie i nieporuszenie. Próbowałem, czy zdołam z niezachwianą pewnością kierować promyk na to oko. Wśród tego piekielne bicie serca stawało się coraz szybszem. Z każdą chwilą przyspieszało się i wzmacniało jego tętno. Przerażenie starca musiało dosięgać szczytu. Powiedziałem, że tętno serca stawało się z każdą chwilą bardziej i bardziej głośnem. Czy tylko będę zrozumiany?... Mówiłem, że jestem nerwowy i jestem też nim rzeczywiście. Teraz, w godzinie samej północy i wśród straszliwej ciszy grobu, zalegającej stary dom, popadłem skutkiem tego osobliwego szmeru w niczem nie dający się powściągnąć strach. Zaledwie przez kilka minut jeszcze byłem w stanie do tego się zmusić, by stać nieporuszenie. Lecz tętno było coraz i coraz głośniejsze, aż pomyślałem, że w końcu serce musi mu od niego pęknąć. Teraz ogarnął mnie nowy niepokój: bicie tego serca mógł posłyszeć któryś z sąsiadów! Położyło to kres memu wahaniu. Godzina starca wybiła! Z głośnym wrzaskiem otwarłem klapę latarki, i wpadłem do pokoju. — Raz tylko jęknął — tylko raz jeden. W mgnieniu oka porwałem za poduszki i przywaliłem niemi starego. Poczem nie mogłem się wstrzymać od śmiechu na myśl, jak prędko powiodło mi się z nim załatwić. Serce wszelako nie przestawało dalej bić stłumionem pukaniem, które trwało minut kilka.
Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Niedźwiecki).djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.