Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Niedźwiecki).djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

zażądał odemnie, abym się raz jeszcze odezwał do somnambulika. Uczyniłem to w następujących słowach:
— Mr. Waldemarze, czy śpisz pan ciągle jeszcze?
Upłynęło, jak przedtem, kilka minut, nim rozbrzmiała odpowiedź, a przez ten czas zdawało się, jakgdyby pacyent zbierał siły do odezwania się. Kiedym moje pytanie powtórzył po raz czwarty, rzekł bardzo słabo, prawie już niedosłyszalnie:
— Tak, śpię jeszcze... umieram...
Lekarze wynurzyli teraz zdanie, życzenie raczej, aby Mr. Waldemara zostawić w obecnym jego, spokojnym na pozór, stanie aż do chwili zgonu — który, za jednomyślnem ich orzeczeniem, powinien był nastąpić w przeciągu minut kilku. Postanowiłem wszakże zagadnąć umierającego raz jeszcze i powtórzyłem w tym celu poprostu moje poprzednie pytanie.
Gdym mówił, w rysach somnambulika dokonywała się wielka zmiana. Oczy otwarły się powoli a źrenice zaszły w górę pod powieki; ciało pokryła barwa, podobna do trupiej, przypominająca kolorem więcej papier niżeli pargamin a okrągłe, hektyczne plamy, odcinające się dotąd ostro na środku obu policzków, zniknęły naraz, jakby je kto zdmuchnął. Posługuję się tem wyrażeniem, ponieważ szybkość ich zniknięcia niczego nie przypominała tak żywo, jak gasnącą świecę, na której płomień dmuchnęło się silnie. Jednocześnie dolna warga kurczowo odda-