Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Wygląda tak, jakby była stale w pańskim magazynie.
— Czyż tak wygląda? — powtórzył kupiec z roztargnieniem. — Musiałem jej znaleść praktyczniejsze miejsce.
Uśmiechnięty zaprowadził kljenta do innej części sklepu. Gilbert chciał zrazu zapłacić czekiem, ale coś, nie wiedział co, powstrzymało go od tego. Jął szukać po kieszeniach i znalazł te piętnaście funtów, jakich zażądano za jego trezor.
Uprzejme, dobranoc, zakończyło rzecz całą, Gilbert został wyprowadzony ze sklepu i zamknięto za nim drzwi.
— Twarz tę widziałem już gdzieś! — mruknął do siebie właściciel magazynu.
Rzecz dziwna zgoła i trudna do wyjaśnienia. — Oto, mimo niezwykłego sprytu i uzdolnień w niejednym kierunku, czcigodny właściciel odznaczał się pewną trudnością myślenia, tak że po długich dopiero miesiącach zdolny był uszeregować kljentów w pamięci swojej.