Trzej mężczyźni siedzieli w tylnym pokoju pewnego biura londyńskiego City. Drzwi zewnętrzne, wejściowe były zamknięte, natomiast drzwi, łączące pierwsze biuro z kantorem szefa rozwarto na ścieżaj.
Trzej mężczyźni siedzieli u stołu, zajęci spożywaniem nie wykwintnego śniadania, jakie im przyniesiono z pobliskiej restauracji. Rozmawiali po cichu.
Z tonu i słów Jerzego Wallisa widne było niedwuznacznie, iż był tu autorytetem i dzierżył stanowisko kierownicze, w stosunku do innych. Miał około lat czterdziestu, skłonny był potrosze do otyłości, średniego wzrostu, nie posiadał w rysach twarzy nic szczególnego, jeśli pominiemy krótkie, szczecinowate wąsy, oraz czarne, jak smoła brwi, nadające mu pewną ponurość. Oczy były znużone i jakby zaspane, atoli kańciasty podbródek świadczył o niesłychanej ener i, a ręce igrające z obsadką do pióra były małe, a jednocześnie silne. Ręce artysty. Isto-
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/109
Ta strona została przepisana.
VII.
WŁAMYWACZE.